Podróże

Seszele na własną rękę – rajska lekcja o podróżowaniu

A może w tym roku Seszele na własną rękę? Seszele to dość egzotyczny kierunek. Choć od nas oddalone są o ponad 7000 kilometrów i ponad 11 godzin lotów, leżą na drugiej półkuli i dla niektórych są dość nierealne, aby je odwiedzić. My w tym roku postanowiliśmy się tam wybrać na własną rękę. Począwszy od lotów, przez hotele, transfery i inne niezbędne do przeżycia rzeczy, wszystko zorganizowaliśmy sami. Ile kosztują wakacje w raju? Gdzie spać, co jeść, a czego nie próbować?  Co polecamy? Czego nie polecamy? Czy warto? I jakie lekcje wynieśliśmy z tej wycieczki? Zapraszamy na (nie taki krótki) pamiętnik z wyjazdu.

Najważniejsze informacje – chcę lecieć, co muszę wiedzieć?

Na Seszele nie są potrzebne szczepienia, chyba, że przebywaliście na terytorium zagrożonym żółtą febrą w okresie 6 dni przed przylotem. Warto oczywiście mieć książeczkę zdrowia. Natomiast przed wyjściem z lotniska, musicie oddać karteczkę (przynajmniej u nas tak było) o waszym stanie zdrowia. My dostaliśmy je na pokładzie samolotu. Zaznaczacie tam, czy w ciągu ostatnich 28 dni mieliście np. bóle głowy, wymioty, inne bóle, gorączkę, etc.

Obywatele Polski nie muszą wcześniej ubiegać się o wizę na Seszele, jeśli lecą w celach turystycznych. Na lotnisku stajecie w kolejce, ponownie wypełniacie formularz z informacją, gdzie będziecie nocować, na jak długo przylecieliście, czym się zajmujecie, itd. Mimo, że macie bardzo mało miejsca i wpiszecie tylko jeden cel podróży, jeśli będzie ich więcej, pracownik na lotnisku przy kontroli dopyta o wszystkie miejsca pobytów. Warto mieć zatem potwierdzenia rezerwacji. U nas te z booking.com przeszły bez problemu. Wiza jest ważna 90 dni.

Walutą obowiązującą na Seszelach jest rupia seszelska.
Przelicznik na sierpień 2019 – 1SCR = 0,28pln.
W niektórych miejscach można płacić także w euro. Sporo miejsc obsługuje karty płatnicze. Są dwie sieci bankomatów: MCB i SCB. Przy wypłatach z MCB, nie jest pobierana prowizja, w tych drugich owszem.

Przykładowe ceny na Seszelach:

Woda 1l – ok. 18SCR
Cola 0,32l lub 0,5l – 20-25SCR w sklepie, ok 50-60SCR w restauracji
Posiłki w take away – 50-80SCR
Posiłki w restauracjach – od 150SCR w górę
Seszelskie piwo Seybrew – ok. 26SCR w sklepie

Internet w obiektach jest raczej dobrej jakości i połączenie jest szybkie. Oczywiście to zależy od obciążenia sieci. Przy dobrych wiatrach jest szansa na wideorozmowy na Facebooku. 😉 Jeśli chodzi o internet w telefonie, są dwie sieci komórkowe – Airtel i Cable&Wireless. My korzystaliśmy z tej pierwszej. Starter można kupić w specjalnych automatach. Musicie zarejestrować konto, zrobić zdjęcie, zeskanować paszport i podać swoje dane. Koszt startera to 100SCR. Za 3GB Internetu zapłaciliśmy 500SCR, wystarczyło to spokojnie na ponad tydzień na dwa telefony (udostępnianie hotspota). Zasięg sieci był praktycznie na każdej wyspie, jedynie na La Digue były problemy na bardziej odległych plażach.

Język na Seszelach – urzędowe są trzy: kreolski, francuski i angielski. Spokojnie z samym angielskim można się dogadać.

Jak dolecieć na rajskie wyspy?

Na Seszele dolecicie zarówno liniami Emirates, jak i Qatar Airways. My zdecydowaliśmy się na te drugie, co wiązało się z przesiadką w Doha (Katar). W momencie zakupu biletów, różnica między liniami wynosiła ok. 200zł/osoba. Lecąc z Emirates, przesiadacie się w Dubaju.

Nasz podróż na Seszele trwała 11h w samolotach – 2 razy po 5,5h, oraz dodatkowo mielismy 90min przesiadki. Czytałam, że to czas, który spokojnie wystarczy aby zdążyć na drugi samolot, natomiast my niestety biegaliśmy po lotnisku w Katarze, które swoją drogą jest ogromne. Do terminala, z którego lecieliśmy dalej, dojechaliśmy pociągiem, który kursuje co chwilę wewnątrz lotniska.

Powrót był dłuższy, bo przesiadka w Katarze trwała ponad 9 godzin. Zdążyliśmy w tym czasie zwiedzić całą strefę wolnocłową, terminale i znaleźć pokoje ciszy, aby się przespać. Można też jechać na bezpłatną wycieczkę, natomiast nasza przesiadka trwała od ok. 23ej do 8ej, więc zdecydowaliśmy się na odpoczynek.

Gdzie spać?

Moja ulubiona odpowiedź: to zależy. Każdy ma inne wymagania i oczekiwania, preferencje. My noclegów szukaliśmy na Bookingu. Naszymi kryteriami były: śniadanie wliczone w cenę, bliskość plaży, ogólnie dobra lokalizacja na wyspie, klimatyzacja, dostęp do Internetu i opinie, które zawsze czytam. Przecież nikt nie chce spać w miejscu, gdzie sprzątają jak im się przypomni, czy coś. 😉

Jak już zdążyliście się zorientować z planu wyjazdu, byliśmy na 3 wyspach, więc i noclegi były 3.

Gdzie spać na Mahe?

Na Mahe zdecydowaliśmy się La Maison Hibiscus, w okolicy Beau Vallon. Mieliśmy do dyspozycji ogromny apartament, który był zlokalizowany wraz z innymi w jednym domu. Do plaży mieliśmy nie więcej niż 10 min pieszo. Natomiast spędziliśmy tam tylko jedną noc. Zarówno kontakt z właścicielką, lokalizacja, jak i dostęp do Internetu były bardzo na plus. Jedyne, czego nie dopatrzyłam, to że nie ma tam śniadań – no ale to akurat moja wina.

Gdzie spać na Praslin?

Na Praslin, czyli drugim punkcie naszych wakacji, spaliśmy w Diamond Plaza. Cóż, przeczytacie na pewno, że mają twarde łóżka i… tak właśnie jest. Natomiast nam to nie przeszkadzało, bo spało się nam naprawdę bardzo dobrze. Obiekt położony jest przy samym oceanie, no i prawdopodobnie kiedyś widziano tam plażę. My jeździliśmy stamtąd na drugi koniec wyspy, jednak pod budynkiem był przystanek autobusowy, więc nie był to żaden problem czy utrudnienie. A, jako że Diamond Plaza znajduje się w centrum Grand Anse, wokół jest bardzo (naprawdę bardzo) dużo sklepów, niedaleko take awaye i inne miejsca, gdzie można coś zjeść. Jedyną wadą mogło być to, że w piątek i sobotę było naprawdę głośno od ulicy, pewnie dlatego, że świętowano weekend. 🙂

Gdzie spać na La Digue?

Ostatnią destynacją była wyspa La Digue, gdzie nocowaliśmy w Chalet Bamboo Vert. Tam macie do dyspozycji domki, jest też recepcja i restauracja. W tym miejscu zdecydowanie narzekaliśmy na Internet, który raz był, dziesięć razy nie. Lokalizacja – ok. 10 minut pieszo od portu, więc bardzo dobra. Jednocześnie tyle też do centrum. Jeśli mowa o plażach – na La Digue wszyscy poruszają się rowerami, na plaże jedzie się około 15 minut.

 

Co i gdzie jeść?

Najpopularniejsza odpowiedź – Take Away. Są to małe miejscówki w wielu punktach wysp, gdzie każdego dnia przygotowywane są dania. Zwykle baza to ryż i do tego wybieracie sobie mięso/rybę/warzywa, no i surówka. Trochę jak u nas chińczyk, tylko wybór jest mniejszy. To też ulubione miejsce lokalsów, zwykle tam jadają. Ceny są niskie, bo posiłek można kupić za około 55-75 SCR.

Są też oczywiście restauracje. Pizza, owoce morza, mięsa, burgery… Czego w nich nie ma 😉 Ceny natomiast są o wiele wyższe niż w take awayach – myślę, że nie skłamiemy, jeśli powiemy, że minimum trzykrotnie.

Okej, chcę przedostać się z jednej wyspy na drugą – jak?

Zależnie od wyspy, macie do dyspozycji samolot i/lub promy. Z Mahe na Praslin możecie lecieć liniami AirSeychelles, a loty odbywają się kilka razy dziennie. My zarówno na przeprawy między Mahe a Praslin, Praslin a La Digue i La Digue a Mahe, wybraliśy promy. Korzystaliśmy z usług firmy Cat Cocos.

Podróż między Mahe a Praslin trwa około godzinę. Praslin-La Digue to ok. 15 minut, a La Digue-Mahe z przystankiem na Praslin około 1,5h. Bilety należy mieć wydrukowane. Możecie kupić je wcześniej online (co my zrobiliśmy) lub w porcie.

Ale jak przemieszczać się po wyspach?

Na Mahe dobrym pomysłem jest wypożyczenie samochodu. Sprawdźcie, czy wasza kwatera oferuje takie usługi. Pamiętajcie też, że obowiązuje tam ruch lewostronny.

Na Praslin również można wypożyczyć samochód, ale jeżdżą tam autobusy, które dowiozą was w różne zakątki wyspy, a bilet na przejazd kosztuje 7SCR.

Obie wyspy mają zróżnicowany teren. Zdarzają się wysokie podjazdy i ostre zjazdy. I szalone zakręty! Niekiedy kierowca musiał zrobić pełny obrót kierownicą, żeby skręcić. 

Na La Digue praktycznie wszyscy poruszają się rowerami, samochodów jest tam bardzo mało. Wyspa też nie jest duża, więc te rowery to świetny sposób żeby dotrzeć na najdalsze plaże, ale też te bliższe. W centrum jest bardzo dużo wypożyczalni rowerów. My skorzystaliśmy z dostępnych u nas w kwaterze, płacąc 100SCR za rower na dzień.

Ludzie na Seszelach

Pomijając turystów, których można spotkać praktycznie z całego świata – jacy są lokalsi? Wspaniali! Pomocni, nastawieni do przybyszów z innych regionów bardzo pozytywnie. Chętnie pomagają, zdarzyło nam się, że gdy szukaliśmy swojej kwatery, jeden z lokalsów nas po prostu zaprowadził pod bramę. W jednym z barów przy plaży, gdy powiedzieliśmy, że jesteśmy z Polski, usłyszeliśmy: “Aaaaaaaaaa! Dziekuje!”. Także super. 🙂

Zima na Seszelach

Polecieliśmy w sierpniu, czyli w okresie, kiedy na Seszelach jest zima. Sierpień to najzimniejszy miesiąc w roku. Średnia temperatura powietrza to 27*C, wody podobnie. Niekiedy woda była cieplejsza od powietrza. Nam to wcale nie przeszkadzało. Deszcz zdarzył się dwa razy, ale były to krótkie opady.

Gdzie iść, co zobaczyć?

Rajskie plaże! Rzecz jasna, przecież te widoki niczym z tapet Windowsa są zdecydowanie warte zobaczenia. Ale nie tylko.

Mahe

Na Mahe fajnie jest się wybrać na ich targ – Sir Selwyn Clarke Market. To takie typowe targowisko, z owocami, rybami, warzywami, przyprawami.

Plaża, na której byliśmy to Beau Vallon – opisywana jako najpiękniejsza. Nas aż tak nie zachwyciła. Ma ok. 10km długości i sporo hoteli wzdłuż.

Warto także wybrać się do ogrodu botanicznego w Victorii – wstęp kosztuje 100SCR od osoby. W ogrodzie jest kilka stref, my poszliśmy tam, gdzie były ogromne żółwie. Za dodatkowe 50SCR można wejść do nich i je karmić. Super sprawa!

 

Praslin

Odwiedziliśmy dwie plaże – Anse Lazio i Cote d’Or. Obie piękne, natomiast mnie osobiście bardziej do gustu przypadła ta druga. Była bliżej (ale to nie miało znaczenia), ocean był spokojniejszy, a ludzi było mniej. Anse Lazio też jest ładna, natomiast aby na nią dotrzeć, od autobusu trzeba było iść jeszcze ok. kilometra z górki i pod górkę. W pobliżu jest tylko jedna restauracja.

Cote d’Or

Anse Lazio

Na Praslin jest także park narodowy, do którego się nie wybraliśmy. Niestety.

La Digue

Naszym zdaniem najładniejsza wyspa. Najmniejsza z tych, które odwiedziliśmy. Tam odwiedziliśmy: Grand Anse, Petite Anse – na wschodzie wyspy, w obu przypadkach kąpiel jest dozwolona na własną odpowiedzialność ze względu na silne prądy. Bliżej mieliśmy na Anse Patates i Anse Severe – ta druga była najbliżej nas i wybraliśmy się tam na zachód słońca. Najpiękniejszą plażą okrzykują Anse Source d’Argent, aby do niej dotrzeć należy wjechać na teren L’Union Estate – wstęp jest płatny 115SCR/osoba. Plaża faktycznie jest piękna, jest tam dużo słynnych kamieni, natknęliśmy się nawet na ślub. Jest też zatłoczona.

Anse Patates

Anse Source d’Argent

Anse Severe

Grand Anse

Petite Anse

Ej, a ile kosztują takie wakacje?

Koszty są orientacyjne, bo wiadomo, że nie liczyliśmy każdej wydanej rupii, czy eurocenta, czy grosza. 😉

Loty: ok. 5300pln
Hotele: ok. 3500pln
Promy: ok. 1000pln
Pozostałe wydatki (rowery, autobusy, trasfery, bieżące wydatki, wyżywienie): ok. 4000pln

Pamiętajcie, że koszty są szacunkowe, wszystko liczone dla dwóch osób. Można wydać więcej, a można wydać mniej.

Co zrobiliśmy nie tak?

Nie przemyśleliśmy do końca planu wycieczki. Ostatni dzień tak naprawdę straciliśmy, bo z La Digue wypłynęliśmy o 7:00, więc na lotnisku byliśmy już o 9. Mieliśmy ponad 9h do wylotu, które spędziliśmy właśnie na lotnisku. Nie zostawiliśmy bagaży i nie pojechaliśmy dalej, bo trochę obawialiśmy się o czas, a jednocześnie po prostu go zmarnowaliśmy. O wiele lepiej byłoby wrócić na Mahe np. dzień wcześniej i zakwaterować się tam na jedną noc, żeby potem zostawić bagaż np. w kwaterze, a dzień spędzić jeszcze na plaży.

Dzień po dniu – czyli co, kiedy i gdzie?

Nasza podróż trwała od 19.08, kiedy wystartowaliśmy z Warszawy, a zakończyła się 30.08, kiedy tam wróciliśmy.

  • poniedziałek – wylot z Warszawy
  • wtorek – przylot do Kataru, przesiadka, przylot do Mahe
  • środa – Mahe – Victoria i ogród botaniczny,  transfer na Praslin
  • czwartek – Praslin – Anse Lazio
  • piątek, sobota – Praslin – Anse Volbert – Plaża Cote d’Or
  • niedziela – transfer na La Digue
  • poniedziałek – La Digue – Anse Patates, Anse Source d’Argent
  • wtorek – La Digue – Grand Anse, Petite Anse, Anse Severe
  • środa – Anse Severe
  • czwartek – transfer z La Digue na Mahe, wylot z Mahe
  • piątek – przesiadka w Katarze, przylot do Warszawy

Ale ogólnie było spoko, czy nie bardzo?

Gdybym miała powiedzieć, czy Seszele były takim zachwytem jak Alicante… Alicante może się schować. Chociaż wiadomo, że to zupełnie inny rodzaj wycieczki, inny rodzaj miejsca. Natomiast nazywanie Seszeli rajem nie jest przesadzone. Zdecydowanie warto się tam wybrać, żeby zobaczyć na żywo te rajskie miejsca, poznać inną kulturę.

Czy opłaca się lecieć na własną rękę? Biura podróży oferują nam zwykle lot na jedną wyspę i tam cały pobyt, w cenach bardzo zbliżonych do tego, co my zapłaciliśmy za trzy wyspy. Jeśli zrobicie wystarczająco dobry research, opłaca się. Można zobaczyć więcej.

 

mam potargane włosy, niezliczone ilości wypitej herbaty, swoje spojrzenie na świat i chęć dzielenia się nim z innymi.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.